Tatry nie takie Niżne




Rozgrzewka przed Alpami i rozpoznanie nowego rejonu pod względem potencjału na kolejne wypady-to główne powody naszej eskapady w dzicz, która kryje się tuż pod nosem. Mowa tu o Tatrach Niżnych, paśmie górskim na terenie Słowacji, leżącym na południe od Tatr "właściwych" i oddzielonym od powyższych kotliną popradzką. Ten rejon leżący w cieniu "naszych" gór pozostał (za wyjątkiem niektórych miejsc - np. dolina Demianowaska) jeszcze praktycznie dziki. My zmierzyliśmy wschodnie ostępy Tatr Niżnych.





Do Popradu dotarliśmy autobusem... Racja - nie mogło być tak łatwo! Oczywiście zanim to nastąpiło musieliśmy spóźnić się na busa do Stasikówki, przejść pieszo w strugach deszczu gro drogi i złapać dwa stopy. Już pod koniec dnia (także autostopem) dojeżdżamy do Spiskiego Bystrego. Pierwszy nocleg już w Tatrach.
Poranek przysporzył nam problemów z kuchenką co skończyło się zepsuciem pompki do paliwa. Jako że większość naszego prowiantu wymagała obróbki cieplnej, do końca wyjazdu opracowaliśmy do perfekcji gotowanie strawy nad ogniskiem.

Pierwszym celem była Kráľova hoľa (Królewska Hala). Szczyt wznosi się na wysokości 1946 m.n.p.m - a dalsze Kráľovohoľskie Tatry są nieznacznie niższe. Wierzchołki są tutaj obłe i porośnięte kosówką bądź trawą wysokogórską - przypominają trochę Czerwone Wierchy. Ruszyliśmy trasą wskazaną nam poprzedniego dnia. I żeby było ciekawie - zgubiliśmy się... Mapa nie była zbyt szczegółowa, a o oznaczeniach można było pomarzyć, tak więc wspięliśmy się na pobliskie wzgórze i wypatrzyliśmy antenę znajdującą się na Kral'owej hol'i.
Obieramy nowy kierunek z perspektywą nadrobienia niebagatelnych kilometrów. Na początek czeka nas zejście po zarośniętym zboczu. Znajdujemy się znowu w dolinie, na tej samej wysokości z której ruszyliśmy. No cóż – norma. Po chwili trafiamy na drogę i raźnym krokiem zmierzamy ku górze.
Wtem naszą uwagę przykuwa nieziemski smród... odór rozkładających się w upale zwłok. Na polanie tuż obok leżało paręnaście martwych zwierząt różnego gatunku, każde w innym stadium rozkładu. Dziwne. Tego dnia rozkładamy biwak na granicy lasu. Zbieramy się z samego rana i ruszamyku Królewskiej górze.

Niebieski szlak znaczy wąską ścieżkę meandrującą między kosówką. Pod szczytem drożyna parokrotnie przebija serpentyny asfaltowej drogi poprowadzonej od podnóża (Zustang już grzeje opony).
Wchodzimy na połoninę. Chwila odpoczynku i ruszamy dalej - tym razem granią. Tu wpadamy na europejski szlak e8 prowadzący wgłąb Królewskich Tatr. Jest to najlepiej przygotowany szlak wschodnich Tatr Niżnych - co oznacza, że innych, pomniejszych ścieżek nie ma nawet co szukać...
Po prawie całym dniu na wietrznej grani znajdujemy miejsce na biwak, zbieramy drewno na opał i szykujemy kolacje.












Poranek daje zapowiedz gorącego i bezchmurnego dnia. Ruszamy z werwą, lecz szlak e8, jaki-by europejski nie był, stawał się coraz bardziej zarośnięty. Przez dużą część drogi trzeba było przedzierać się przez kosówkę lub przechodzić przez zwaliska pni. Jakby na to nie patrzeć nie jest to dla nas duży mankament; zyskujemy dzięki temu całe góry dla siebie- przez tydzień wędrówki spotykamy tylko kilka osób.

Nie ma żadnych ławeczek czy schronów- nie ma śmieci, tłoku i hałasu. Można zagłębić się w dzikiej naturze, która jest tu szczególnie bujna. Po kilku dniach schodzimy do Vysnej Boci. Łapiemy stopa z powrotem do Popradu i autobusem wracamy do domu

Oto kilka zdjęć:










Uczestnicy: Olaf Tychawski, Maksym Tychawski 

Maksym Tychawski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz